piątek, 11 stycznia 2013

(Wataha Castiela) Od Castiela - Moja historia cz.2


Szukanie Prawdy nie było wcale łatwe. Nikt nic o tym nie mówił bo się bał. Jestem pewien że my byliśmy jedyną grupą która chciała poznać tajemnicę. Reszta była zastraszona i wyznawała zasadę- Po co to wiedzieć? Tak jest dobrze... Jednak my byliśmy zbyt zdeterminowani i wścibscy. Zwłaszcza dlatego że dotyczyło to mnie... Musieliśmy uważać by nikt się o tym nie dowiedział, zwłaszcza Mędrcy, Nathaniel i Alphy. Mogło się to źle skończyć... Opracowaliśmy własny język którym się posługiwaliśmy by nikt nie zrozumiał informacji. Częstotliwość wycia też była inna i nikt jej nie potrafił ogarnąć. Drugi etap Adepctwa zbliżał się. Mimo że byłem pewien że zostanę Alphą i poznam tajemnicę nadal węszyliśmy. Lisa została dobrą przyjaciółką (partnerką x3) Dake'a i reszta bandy zaczęłą zarywać do Parvati. Denerwowało mnie to gdyż bardzo ją polubiłem... Ona mnie chyba też (Niestety tego lizusta także nieźle polubiła -.-). Była to moja druga miłość. Pierwszą była Debrah ale to już inna równie ciężka historia. Nadszedł dzień pasowania na drugi etap. Podobno miałem zostać Alphą lecz stało się coś dziwnego... Rada zmieniła decyzję i stwierdziła że Alphą zostanę kiedy osiągnę już prawdziwe stanowisko i zakończę szkolenie. Cała nasza grupa była zdziwiona, lecz widać było że Alphy i Nathaniel są z tego zadowoleni. Dalej szukaliśmy rozwiązania zagadki.
- Myślisz że to ma związek z moim pochodzeniem? Wiesz, zostałem znaleziony gdzieś w lesie. - Zapytałem pewnej nocy kiedy razem z Parvati podsłuchiwaliśmy przed jaskinią Alph.
- Wszystko możliwe. Ta tajemnica musi być niebezpieczna skoro strzeże ją Rada Mędrców.
- To stare dziady... - mruknąłem.
- Może i tak ale mają równą władzę co Alphy. I są na tyle rozsądni by rozróżniać dobro od zła. - Powiedziała. Wszystkie te wydarzenia związane z moim dziedzictwem nie było zbyt normalne ale kiedy skończyłem szkolenie Rada przeszła samą siebie. Jak się okazało Alphy rzeczywiście zostały zdjęte z władzy i odeszły ale następcą... nie zostałem ja! A wiecie kto!? Nathaniel! Rada uznała że skoro jego rodzice byli Alphami to on zostanie Alphą. I stwierdzili że lepiej aby taki "rodzynek" jak ja nie ryzykował. (Byłem znany w watasze jako hm... No ogólnie ten kamień + głowa nauczyciela Adeptów to nie był dobry pomysł...). Szanowny Nathaniel poznał tajemnicę ale oczywiście się nią nie podzielił. Nasza wataha była duża więc potrzebowała obu Alph - Samicy i samca. Rada zadecydowała że ten lizus... może sobie wybrać partnerkę nawet wbrew jej woli! Nie musiałem się zastanawiać kogo weźmie. Biedna Parvati...
- Lubię go ale jestem za młoda na Partnerstwo! Nie jestem Lisą do cholery! - Krzyczała. Miałem dosyć. W tajemnicy nawet przed przyjaciółmi postanowiłem że ucieknę. Nic mnie tu już nie trzymało. Ani Przyszywani rodzice, ani dziedzictwo, przyjaciele, Parvati czy cała wataha. Tajemnica? Chyba nic z tego nie będzie. Aby upewnić się czy szanse są naprawdę stracone spotkaliśmy się tego wieczoru. Ja i... nowa Samica Alpha (niestety)
- Parvi, nie powiedzieli ci? W końcu... Teraz jesteś Alphą... - Uśmiechnąłem się krzywo.
- Nie uznaję tego jako przywilej, raczej jako przykry obowiązek. - Powiedziała unosząc łeb.
- Tak, tak... To co z tą tajemnicą?
- Uznali że bezpieczniej będzie jak mi nie powiedzą dlatego że się z tobą przyjaźniłam.
- Pff, ten Lizus przy tobie długo nie wytrzyma... Wygada ci. - Już myślałem że jest jakaś nadzieja...
- Nie sądzę, chyba że chce mnie zabić. Zagrozili mu że jeżeli się dowiem to zginę... - rzekła posępnie. Zapadła cisza, nie wiedząc zo począć zacząłem grzebać łapą w ziemi. Zastanawiałem się czy zapytać... Eh, zapytam.
- Może... uciekniemy razem? Co ty na to? - Zaproponowałem unikając jej wzroku.
- Ja... - Zacięła się - Nie mogę... - Wyszeptała. Odwróciła się i pobiegła w stronę jaskini Alph. Teraz byłem już pewien że nie chcę tu zostać. Następnego dzień przeleżałem w najciemniejszym kącie jaskini. Co jakiś czas pojawiał się Lysander, Bliźniaki albo Lisa.
- Jest tu kto? - Pytał Lys zaglądając do mojej jaskini
- Nie ma. - Odpowiadałem.
- Wiem że tu jesteś!
- Nie ma więc spadaj albo wrócę i dostaniesz! - Odkrzykiwałem. Wtedy udawał urażoną minę i sobie szedł. Mimo to za godzinę wracał. Bliźniaki właściwie przyłazili bo było im nudno, a Lisa próbowała mnie pocieszać. Nic z tego. Poczekałem na porę kiedy wszyscy spali, zabrałem parę rzeczy (ususzone kawałki mięsa, i talizman który zawsze był w mojej jaskini, inaczej zgubiłbym)
Szybko wyszedłem z jaskini i truchtem pognałem w stronę lasu, tej nocy panowała pełnia i byłem widoczny. Musiałem się pospieszyć bo podczas pełni niektórzy członkowie wychodzili wyć. Niestety zostałem przyłapany (wraz z moim tobołkiem na grzbiecie.
- Wybierasz się gdzieś? - Rzekł oschle "panicz"
- Możliwe, a nawet jeśli to tobie nic do tego. - Warknąłem i chciałem go ominąć ale ciągle zastępował mi drogę.
- Właśnie że jest mi coś do tego. Nie opuścisz tej watahy, jako Alpha nie mogę na to pozwolić. - Wyrecytował.
- No proszę Nathaniel, od kiedy interesuje cię czy jestem czy mnie nie ma? - Zapytałem łypiąc na niego groźnie.
- Od kiedy poznałem tajemnicę... - Mruknąłem cicho. Zrobiłem wielkie oczy. Zagotowało się w mnie i z całej siły popchnąłem go w bok. Upadł, a ja pobiegłem w las ile sił w łapach. Nikt nie będzie mi rozkazywał co mam robić! Zwłaszcza Nathaniel i ta jego tajemnica!!!
- Straże  - Usłyszałem głuchy krzyk daleko za mną. Nie odpuszczą tak łatwo... Strażnicy są wyszkoleni lepiej niż Adepci a ja nie miałem okazji by się trochę wytrenować. Obejrzałem się za siebie i zobaczyłem tabun wilków z mędrcami na czele. Starałem się...

* Dużo później *

W końcu ich zgubiłem lecz mimo to i tak padałem. Znalazłem się na obszernej polanie i niewiele myśląc położyłem się i zasnąłem. Następnego ranka zorientowałem się że musiałem uciekać w kółko bo nie jestem zbyt oddalony od mojej watahy. Postanowiłem się zakraść...  Oglądałem wszystko zza krzaków. Ujrzałem Mędrca który siedział na przygwożdżonym do ziemi i szamotającym się... Nathanielu! Cóż za szacunek... Przed nim stali w szeregu wszyscy moi przyjaciele.
- TO WASZA WINA! - Ryknął.
- Może trzeba po prostu go poszukać... - Zaczął nieśmiało Alexy, jeden z bliźniaków.
- MILCZ! JUŻ GO NIE ZNAJDZIEMY! - Wrzeszczał.
- To.. co teraz? - Zapytała Lisa.
- TO JA TU MÓWIĘ NIE WY! A WIĘC SKORO TO PRZEZ WAS...- Darł się bez ustanku - SKAZUJĘ WAS NA STRACENIE! - Wyryczał najgłośniej jak umiał. Przeraziłem się, oni również. Zabrano ich stamtąd, mogłem temu zapobiec ale byłem tchórzem...
- Stracenie...? - Szepnęła Parvati wychodząc zza drzew.
- Tak, - Zaczął nieco ciszej - I ty także zostaniesz zabita! - Dokończył ze złowieszczym uśmieszkiem.
- Mhmfhmhmhfmhffmhfh! - Usłyszałem protesty duszącego się Nathaniela.
- Cicho! Albo  do nich dołączysz... -Rzekł Mędrzec. - Brać ją! - Wskazał na Parvati, Straże chwycili ją i mimo protestów zaczęli nieść w tę samą stronę co innych.
- Mfmhfmhfmhfmhfmh!!!! - Syczał Nathaniel usiłując wydostać się spod wilka.
- Hm, jego też. - Mruknął. Pokręciłem głową z przerażeniem i zamiast pobiec w stronę tego Bezduszni ka pobiegłem w tył. Zostawiłem ich... Zawiodłem... Jak tchórz....

Resztę już znacie... wataha itp. Kiedy wyszedłem z rowu ujrzałem Hope.
- Przesuń się, mam zamiar poszukać moich przyjaciół. - Warknąłem.
- Znam twoją historię. Czytałam ci w myślach.... - Wyszeptała.

<Hope?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz