niedziela, 6 stycznia 2013
(Wataha Castiela) Od Liwi
-Tego mi było trzeba!-krzyczałam podczas zbiegania ze stromej górki. Biegłam na oślep przed siebie. Jak najszybciej chciałam dobiec na sam dół. Zręcznie wymijałam wszystkie przeszkody, które pojawiały się na mojej drodze. Nagle zobaczyłam, że na samym dole górki jest duże jezioro.
-"Mam nadzieję, że jest zamarznięte"-myślałam sobie. Na szczęście okazało się, że lód był gruby. Tak więc gdy tylko moje łapy go dotknęły, zaczęłam jechać siłą rozpędu. Tak ujechałam przez całe jezioro. Zapewne jechałabym dalej, gdyby nie to, że wpadłam do zaspy śniegu.
-Ale zabawa!-zaczęłam krzyczeć.
-I z czego się tak cieszysz-usłyszałam głos
-Ze wszystkiego. Z tego, że świetnie się bawiłam. Z tego, że przejechałam po lodzie i z tego, że wpadłam do zaspy!-zaśmiałam się
-Dziwna jesteś.-głos znów powiedział. Jednak tym razem zobaczyłam jego właściciela. Był to czarnoszary basior.
-Cześć, jestem Liwia. A ty?-spytałam
-Castiel.-odpowiedział krótko-Wiesz, że jesteśmy terenach mojej watahy?-spytał
-Nie wiedziałam, przepraszam. A czy w takim razie mogę do niej dołączyć?
<Castiel?>
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz