niedziela, 20 stycznia 2013

(Wataha Castiela) Od Liwii


>>> Obudziłam się dość wcześnie jak na mnie, bo koło godziny 11. Było niewyspana, ale cóż. Nie obudziłam się sama z siebie. Obudziłam się, bo byłam strasznie głodna. Powoli, a nawet bardzo powoli wywlekłam się z jaskini i poszłam poszukać jakiegoś stada jeleni. Co prawda w zimie jest mi łatwiej z powodu koloru mojego futra, ale mi wcale nie było łatwo. Szłam, a raczej wlekłam się noga za nogą. Oczy miałam otwarte na tyle, żeby w nic nie wejść. Mimo to, udało mi się już wejść w trzy drzewa, potknąć się o korzeń i zaliczyć zderzenie czołowe z głazem. Jednak nie poddawałam się i uparcie szukałam czegoś do jedzenia. Po chwili usłyszałam szelest. Obróciłam powoli głowę i zobaczyłam zająca. 
>>> -"W sumie lepsze to niż nic"-pomyślałam i zaczęłam się skradać. Nie szło mi to najlepiej, ze względu na to, że się nie wyspałam, no ale trudno. Gdy byłam wystarczająco blisko, skoczyłam na niego. Udało mi się. Upolowałam go. Po króciutkiej chwilce zjadłam całego z apetytem. Mimo to nadal byłam głodna. Szukałam więc dalej. Na polanie znalazłam spore stado saren. Znów zaczęłam się skradać. Jednak ze sarnami, nie było tak prosto. Od razu usłyszały moje ciężkie kroki. Tak więc musiałam działać szybko. Ogłuszyłam jedną falą magnetyczną i skoczyłam jej do gardła. Nie miała szans. Czekała mnie więc uczta. Gdy już się najadłam, obudziłam się do końca. Jednak zaczęło mi się nudzić. Nie wiedziałam co robić. Postanowiłam pójść nad jezioro. Było całe zamarznięte, więc świetnie nadawało się do ślizgania. Po drodze spotkałam Milberry.
-Cześć Milberry.-powiedziałam
-Hej Liwia-odpowiedziała
-Idę nad jezioro poślizgać się. Idziesz ze mną?-spytałam
-Pewnie-uśmiechnęła się. Gdy doszłyśmy na miejsce, klepnęłam ją łapą i zawołałam "Berek!". Tak zaczęła się nasza zabawa.

 <Milberry>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz