sobota, 19 stycznia 2013
(Wataha Valerie) Od Shotur'iego - C.D Valerie
-Przepraszam… - mruknąłem otrzepując się ze śniegu – Też polowałem. – podniosłem łeb i ujrzałem Valerie.
-To ty, Shoturi… - delikatny uśmiech rozpromienił jej pysk. Ym… zatkało mnie, nie wiedziałem co specjalnie odpowiedzieć.
-Czuję królika… - zastanowiłem się i uniosłem pysk węsząc. Zlokalizowałem źródło zapachu i pognałem w jego stronę. Po kilku minutach niosłem w pysku śnieżnego królika. Skinęła łbem na wracajmy do watahy i ruszyliśmy raźnym krokiem brodząc przez zaspy. O dziwo zawędrowaliśmy dość daleko, a właśnie zapowiadała się potężna zamieć. Po kilkunastu minutach śnieg padał tak gęsto, że nie było widać drzewa oddalonego o 5 metrów.
-Nie trafimy do watahy teraz – wycedziłem przez zęby, trzymając królika.
-Trzeba znaleźć jakąś szczelinę, w której można by się schować. – cicho mruknęła. Po godzinie wykańczającej wędrówki zaszyliśmy się w grocie. Futra były mokre i tworzyły się na nich sopelki.
-Jest tu mało miejsca, wzniecamy ogień? – zapytałem
-Może nie, to trochę niebezpieczne.
Położyłem martwą zdobyć na ziemi i podsunąłem wilczycy.
-Jedz.
-A ty? – spojrzała na mnie błyszczącymi oczyma.
-Wytrzymam. – uspokoiłem ją i wystawiłem głowę przez otwór, próbując zobaczyć cokolwiek. Zaczynało się ciemnić, ale zamieć wciąż była potężna. Zawyłem długo i nasłuchiwałem odpowiedzi watahy, mój głos rozproszył się. Wróciłem z powrotem do szczeliny, i dojadłem resztki jedzenia. Valerie mimowolnie ziewnęła. Położyłem się, zasłaniając wejście i z łbem opartym na przednich łapach, przyglądałem się wilczycy.
-Niezręczna ta cisza – uśmiechnąłem się.
-Zimno mi. – odparła starając się otrząsnąć. Położyła się obok mnie, a ja delikatnie pyskiem gładziłem jej kark, po jakimś czasie zasnęła. Nad ranem usłyszeliśmy głośne wycie, to chyba Imperial, albo ktoś inny. Wyjrzałem na zewnątrz, śnieżyca się uspokoiła i śnieg opadał na ziemię spokojnie.
<Dokończy ktoś?>
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz