poniedziałek, 7 stycznia 2013
(Wataha Castiela) Od Luny
Wędrowałam od kiedy pamiętam... Choć w sumie pamiętałam moje narodziny. To było bardzo nietypowe. Pamiętałam jak mnie zostawili. W każdej chwili mogłam znaleźć się obok nich, ale ta ziemia bardzo mnie fascynowała. Obecnie panowała zima. Choć dla mnie było obojętne jaka była pora roku; cały czas wędrowałam. Nic nie byłoby w stanie mnie powstrzymać. No chyba, że znalazłabym jakieś miejsce dla siebie. Usłyszałam trzask w głowie. Rozejrzałam się dookoła. Na każdy skrawek widnokręgu patrzyłam z pogardą. Ruszyłam przed siebie. Stanowczo, lecz lekko stąpałam po lodzie. Znowu trzask. Uśmiechnęłam się. Kątem oka zauważyłam, że coś zmierza ku mnie. Bałam się ataku, więc wniknęłam do umysłu tej istoty. Na szczęście to był wilk. Gdy zdobyłam tą informację, od razu wycofałam się z jego umysłu. Ze sposobu myślenia dowiedziałam się także, że jest to samiec. Odwróciłam się. Usłyszałam jego głos:
-Witaj. Jesteś samotna nieprawdaż? Poszukujesz watahy. Możesz dołączyć do mojej. Ja jestem Castiel.
-Dziękuję za propozycję. Ja jestem Luna Selene Princess Moon. Jeśli jest taka możliwość, chciałabym dołączyć do twojej watahy Castiel.
-Nie ma problemu.- odpowiedział krótko.
Zeszłam z lodu na stronę, na której stał samiec.
-Skąd wzięło się takie długie imię? I jeszcze znaczące to samo w prawie każdym języku?
-To długa historia... A to, że trzy razy jest w moim imieniu to samo znaczenie, ma podkreślić to słowo.
-Och. Już rozumiem.- odpowiedział z przekąsem Castiel. "Chyba jest nieco podobny do mnie..."- pomyślałam i przyśpieszyłam kroku, by wreszcie dotrzeć do reszty watahy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz